1. START
  2. WSPÓLNOTA
  3. WYDARZENIA
  4. INTENCJE
  5. ŚWIADECTWA
  6. GALERIA
  7. KONTAKT


Tomasz
koko

 

Odnowie jestem około półtora roku i dziś chcę się podzielić niektórymi doświadczeniami Miłości Boga, ujętymi w trzech perspektywach.

1) Miłość Stwarzająca i Podtrzymująca
W przeszłości wiele razy słyszałem (lekcje religii, kazania, rekolekcje, konferencje, itp.) „Bóg Cię stworzył z miłości”. Przyjmowałem to może rozumowo, ale chyba nie do końca sercem („Tak, wierzę w to, słyszę, rozumiem” i… nic poza tym z tego dla mnie wtedy nie wynikało).
Obecnie - na mojej drodze nawrócenia no nowo mierze się z tą prawdą – staram się zrozumieć i przyjąć sercem, że Bóg mnie chciał, że Bóg mnie stworzył z miłości i jestem w Jego oczach bardzo cenny (jak każdy człowiek). Cenny bezwarunkowo.
Przyjęcie tej prawdy z całą jej głębią otwiera zupełnie nowy rozdział relacji z Panem Bogiem, zmienia perspektywę patrzenia na życie, szczególnie na to co trudne (skoro Pan Bóg mnie kocha, to przecież nie pozwoli bym zginął lub stało mi się coś złego… a nawet jeśli będę musiał przejść przez coś trudnego – będzie to droga ku czemuś lepszemu, nie ku bólowi czy cierpieniu samemu w sobie, bo Pan Bóg nie chce dla mnie zła).

2) Miłość Zbawiająca i Uzdrawiająca
Nie ma dla mnie większego dowodu Bożej Miłości niż Jego Śmierć na krzyżu. Sam dobrowolnie podjął decyzję – „tak bardzo Cię kocham, że oddam Ci wszystko”. Ile razu pojawia się u mnie pokusa, że Pan Bóg mnie nie kocha – w głowie przywołuję obraz konającego na krzyżu Jezusa… z tym obrazem nie da się dyskutować, tego – dla mnie – nie da się podważyć… I bardzo konkretnie przekłada się to też na moją codzienność.
Przykładowo – dawniej sakrament pokuty był dla mnie przykrym i smutnym obowiązkiem – chcąc iść do komunii, musiałem, zrzucić swój ciężar”, „rozliczyć się” ze swoich grzechów, słabości. Powodowało to oczywiste trudności. Przyznawanie się do winy, błędów i ich wypowiadanie raczej nie należy do przyjemnych spraw – przynajmniej dla mnie.
Natomiast obecnie sakrament pokuty to przede wszystkim miejsce spotkania „Panie, jestem słaby, czasem też i głupi, ale wierzę, że chcesz mi to wszystko przebaczyć, a rany zadane innym i sobie - obmyć i uzdrowić. Panie, nie mogę obiecać Ci pewnej poprawy, bo zapewne znów upadnę, ale wierzę, że z Twoją łaską, mogę wyjść ze swych słabości”.

3) Miłość Towarzysząca i Prowadząca
Pan Bóg daje, wg mnie, nie raz dowody swej troski, opieki, obecności czy wręcz czułości i czyni to, jak dla mnie, w bardzo zaskakujący sposób.

Parę lat temu przechodziłem dość trudną dla mnie sytuację osobistą. Nie byłem w stanie długo zaakceptować biegu wydarzeń – dla mnie na tamten moment bardzo niekorzystnych.
Chodziłem i całymi dniami walczyłem sam ze sobą, ze swoimi myślami, próbując ogarnąć zaistniałą sytuację. Poruszałem tej mój trud także w modlitwie.
Po którymś dniu takich zmagań, umęczony już tym wszystkim w myślach- i chyba z takim poczuciem bezsilności - skierowałem do Pana Boga słowa: „Panie Boże dlaczego mi się to dzieje, dlaczego to wszystko mnie spotyka. Nie jestem tego w stanie zrozumieć”. Praktycznie natychmiast usłyszałem w swym duchu bardzo wyraźnie „Musisz przez to przejść” i - nie uwierzycie – nagle nastał wielki spokój we mnie. Instynktownie niejako zgodziłem się z tym głosem – „ok, jak muszę, to muszę”.
Ten trudny temat ciągnął się jeszcze jakiś czas później, ale ja, mimo całego trudu tej sytuacji, już nie zmagałem się z nim tak boleśnie jak dotąd. Nadal była to dla mnie trudna sprawa, ale uwierzyłem temu głosowi i po prostu przechodziłem przez to tak, jak potrafiłem najlepiej.
Z perspektywy czasu i dalszego ciągu wydarzeń myślę, że był to Głos Pana, który miał mi w tamtym czasie pomóc przetrwać to, co trudne. Miłość nie objawiła się w postaci cudu zniknięcia trudu, ale w tym delikatnie pouczającym tonie – „musisz to przejść” – w jakiś sposób przekonała mnie, że muszę przez to przejść i nie idę przez to doświadczenie sam… naprawdę – od momentu „usłyszenia” tego głosu we mnie - było dużo łatwiej się z tą trudną sytuacja mierzyć.

Innym razem podczas jednej z adoracji padły w trakcie rozważań padły słowa „Czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu (…) A nawet, gdyby ona zapomniała, Ja nie zapomnę o tobie”. W tamtym momencie te słowa bardzo mnie uderzyły, rozrzewniłem się, a z oczu polały się łzy… Niewątpliwe wtedy, w tamtym konkretnym momencie, te słowa były szczególnie skierowane do mnie.
Kilkanaście minut później zostałem bardzo niesprawiedliwie potraktowany przez bliską mi osobę. Do tego stopnia, że z czasem po tym wydarzeniu tamta relacja podupadła, a następnie – zupełnie zamarła.
Wtedy był to dla mnie szok, ból, a zarazem – niezwykłe doświadczenie Czułej Miłości Boga, który trafiając do mnie swym Słowem uprzedził mające nastąpić chwilę później smutne dla mnie wydarzenia i zapewnił, że nieważne od tego co się wydarzy – Nn o mnie nie zapomni.
Znów – Jego uprzedzająca, jak wierzę, interwencja pomogła mi przejść przez coś, co było dla mnie bardzo trudne.

W ostatnim przykładzie „Miłości Towarzyszącej” chciałbym odnieść się do nieco innej sytuacji niż te, zaprezentowane wcześniej. Kilka lat temu przenosiłem się z jednego miasta do drugiego i tuż przed finalną przeprowadzką musiałem pojechać podpisać umowę najmu mieszkania.
W sumie prosta sprawa – wsiąść do auta, pojechać na umówione spotkanie, podpisać uzgodniony dokument i wrócić do domu. Łącznie około 140 km do przejechania, 70km w jedną stronę, znanymi mi dobrze trasami, w znane mi już dobrze miejsce. Ni stąd ni z owąd podszedł wtedy do mnie tata i mówi – „pojadę z Tobą, gdybyś potrzebował jakiejś pomocy”. W tamtym momencie, ta propozycja towarzyszenia mocne mnie zaskoczyła, gdyż nie czułem, że potrzebuję jakiejś pomocy i nie przewidywałem jej konieczności w trakcie tamtego wyjazdu, ale oczywiście na towarzystwo taty bardzo chętnie się zgodziłem – było mi miło, że mimo, iż nie było konieczności – chciał pojechać tam ze mną.
Gdy dojechaliśmy na miejsce i załatwiłem „formalności” okazało się, że auto – mimo prób - „nie chce odpalić”. Okazało się, że padł akumulator. Tato na miejscu zorganizował całą pomoc (co w godzinach wieczornych wcale nie było takie „oczywiste” i proste), dzięki czemu w końcu uruchomiliśmy awaryjnie auto i mogliśmy wrócić do domu. Podczas trasy musiałem cały czas utrzymywać auto na obrotach, by nie zgasło (światła, skrzyżowania, itp.), bo cały czas było wysokie ryzyko, że kolejnej szansy na odpalenie nie dostaniemy. Udało się – dotarliśmy szczęśliwe do domu. Gdy zgasiłem silnik po zaparkowaniu auta przy domu, więcej już nie odpaliło i konieczna była wymiana akumulatora.
Jak łatwo się domyślić – gdyby nie tata, cała ta awaria byłaby dla mnie znacznie bardziej uciążliwa. Jego zaangażowanie w zorganizowaniu pomocy, jego wiedza techniczna co do samego auta okazały się bardzo przydatne. Do tego – podczas dość stresującej drogi powrotnej (ze względu na konieczność ciągłego czuwania nad tym, by auto przypadkowo nie zgasło) - cały czas był obok, co też było dużym wsparciem w tamtej sytuacji.
Tak jak „zaskoczyła” mnie oferta taty by wtedy jechać ze mną, tak już podczas drogi zrozumiałem bardzo szybko i wyraźnie dlaczego to się stało… Miał być moim towarzyszem i wsparciem w trudnej chwili. Głęboko wierzę, że był z nim z natchnienia Pana Boga.

Swoje dzisiejsze świadectwo chciałbym podsumować następującym doświadczeniem duchowym: podczas jednej z modlitw wstawienniczych zostały skierowane do mnie słowa: „Nie bój się trudności, ja Cię przez nie przeprowadzę. Moja miłość Cię ochroni”. Często do nich wracam, szczególnie, jak bywa trudno. Pokrzepiają, dają radość i wzbudzają ufność -Chwała Panu!