Rozalia
Końcem lutego tego
roku zauważyłam na swojej szyi powiększone
węzły chłonne. Poszłam z tym do lekarza .
Zaczęłam robić zlecone badania. W
międzyczasie zrodziła się we mnie myśl aby
pójść do spowiedzi. Trafiłam do Księży
Saletynów. Przyznam, że dawno w tym kościele
nie byłam bo nie jest mi on po drodze.
Ksiądz – spowiednik za pokutę zadał mi
odbycie czterech spotkań w jakiejś
wspólnocie modlitewnej. Wracając do domu
myślałam: jaka wspólnota?, po co mi coś
takiego, przecież się modlę, nie mam czasu
na coś takiego i to jeszcze cztery
spotkania, co to w ogóle ma znaczyć…
Wybrałam wspólnotę Odnowy w Duchu Świętym.
Po drugim spotkaniu Wspólnoty zapytałam
Księdza (spowiednika)dlaczego zadał mi taką
pokutę, co to wszystko ma znaczyć? Po czym
usłyszałam: „Gdybym zadał ci za pokutę jeden
dziesiątek różańca, to powiedz mi co by to w
twoim życiu zmieniło? Taka odpowiedź mi
wystarczyła. Dzisiaj wiem, że nic nie dzieje
się przypadkowo. Ta spowiedź i wejście we
Wspólnotę było dla mnie początkiem nowej
drogi. Uświadomiłam sobie, że całe moje
życie zależy od Pana Boga. W Wielki Czwartek
usłyszałam od lekarza diagnozę: chłoniak –
nowotwór układu limfatycznego. Przyjęłam tę
wiadomość bardzo spokojnie. Powiedziałam:
Panie Boże, po coś tę chorobę mi dajesz i ja
ją przyjmuję. Tobie się całkowicie oddaję.
Zniosę wszystko, jeśli tylko Ty będziesz ze
mną.
Modliliśmy się z mężem o dar potomstwa dla
nas, gdyż dwa lata temu straciliśmy
dzieciątko w szóstym tygodniu ciąży. A Pan
Bóg zsyła mi chorobę nowotworową. O co, w
tym wszystkim chodzi Panu Bogu?
Zawsze dążyłam do tego by mieć idealne
życie, pracę, małżeństwo, rodzinę itd. Ale
czy o to chodzi w życiu? Pomimo tego, że od
zawsze byłam osobą wierzącą, modlącą się to
brakowało tego zawierzenia, oddania się woli
Bożej. Wszystko chciałam robić po swojemu, a
co mi się nie udawało traktowałam jako
porażkę.
Po Świętach Wielkanocnych w Parafii Matki
Bożej Saletyńskiej rozpoczęło się Seminarium
Odnowy w Duchu Świętym. W tym samym czasie
ja rozpoczęłam leczenie. Co dwa tygodnie
jeździłam na chemioterapię, z tego też
powodu nie zawsze mogłam uczestniczyć w
Seminarium. Ale tylko kiedy , moje
samopoczucie mi pozwalało, brałam udział w
spotkaniach. Cześć konferencji odsłuchiwałam
sobie w domu z nagrań, które dostawałam na
skrzynkę e- mail. Tematem jednego ze spotkań
była Miłość Boża. Jedno zdanie z
konferencji, które dotknęło mnie najbardziej
i które do tej pory często sobie powtarzam
brzmi: PAN BÓG KOCHA NAS MIŁOŚCIĄ
BEZWARUNKOWĄ! Każdego człowieka, bez
wyjątku. Na jego miłość nie możemy sobie
zasłużyć, kocha nas dlatego, że jest dobry,
że jest Miłością. To mi uświadomiło, że Pan
Bóg kocha mnie, mojego męża, moich
najbliższych. Kocha również tych, których ja
kocham za mało, tych których ja może
potępiałam. Wszystkich nas kocha
bezwarunkowo, tą samą miłością. Ja, chcąc
być podobna do Jezusa również muszę zacząć
kochać taką miłością jak On- bezwarunkowo,
za nic. Nie jest to dla mnie łatwa sprawa
ale ciągle zaczynam od nowa.
Doceniam bardzo spotkania i modlitwę we
Wspólnocie. Dzięki temu wciąż otwieram się
na
działanie Ducha Świętego, a przez to uczę
się kochać i odczytywać wolę Bożą w moim
życiu. To działanie Ducha Świętego, poprzez
modlitwę wstawienniczą, otworzyło mi oczy i
serce na wszystko co przygotował dla mnie
Bóg. Wierzę, że dzięki łasce Bożej nie
załamuję się i nie poddaję.
W ostatnim czasie doświadczam tego, że Pan
Bóg nie zostawia nas nigdy samych, a
szczególnie w trudnych chwilach. Stawia na
mojej drodze np. ludzi, którzy wiedzą jak mi
pomóc, podrzuca wartościową książkę. Dzięki
tej chorobie poznałam wielu wspaniałych
ludzi.
Gdy po pierwszej chemii byłam bardzo słaba,
przyszła mi na myśl kobieta cierpiąca na
krwotok z Ewangelii Św. Marka (MK, 5,
21-34). Ta kobieta od dwunastu lat cierpiała
na upływ krwi. Dzisiaj powiedzielibyśmy, że
na pewno miała anemię, a tym samym musiała
być bardzo słaba. Św. Marek pisze, że:
„Posłyszała o Jezusie…” Być może, ktoś jej
doniósł, że w okolicy będzie człowiek, który
uzdrawia. Do tej pory żaden lekarz nie był w
stanie jej pomóc . Ona, z pewnością
zdesperowana, szukała wszelkich sposobów aby
wyjść ze swojej choroby. „Weszła z tyłu
między tłum…” . Myślę, że musiała się
wstydzić swojej choroby, może źle wyglądała,
dlatego weszła z tyłu i mówiła: „Żebym choć
dotknęła Jego płaszcza, a będę zdrowa”. Co
robi Pan Jezus? Mówi do niej: „Córko, twoja
wiara Cię ocaliła, idź w pokoju i bądź wolna
od swej dolegliwości”. Więc i ja zaczęłam
mówić: Panie Jezu żebyś mnie dotknął chociaż
rąbkiem swojej szaty . Nie chcę zbyt wiele,
tylko jedno lekkie muśnięcie. Wierzę, że
Jezus mnie uzdrowił, bo on uzdrawia z każdej
choroby, trzeba tylko otworzyć się na Jego
działanie i mocno w to wierzyć. Całe to
cierpienie związane z moją chorobą i
leczeniem jest dla mnie niezbędne. Pan Jezus
przez swoje cierpienie i krzyż dał nam nowe
życie. Muszę przejść swoją Golgotę by moc
żyć nowym życiem.
Śmiem twierdzić, że ta choroba nowotworowa
jest dla mnie błogosławieństwem. Modlę się
do Ducha Św. o pomoc w rozeznaniu woli Bożej
w tym wszystkim. Co Pan Bóg chce mi przez tę
chorobę i cierpienie uświadomić?
W chwilach, kiedy cierpię najbardziej,
powtarzam tylko jedno zdanie: Jezu
ufam Tobie!
|
|