Piotr
W naszej Wspólnocie jestem od roku 2013 i
obecne seminarium-to kolejne moje tego
rodzaju rekolekcje, na których wyznaję Jezus
jest moim Panem. Każde takie wyznanie jest
dla mnie ważne w danym momencie mojego
życia. Mam bowiem świadomość, że moja wiara
musi być żywa, przybywa mi lat, życie moje
zmienia się, doświadczam nowych radości i
cierpień i coraz bliżej jestem końca mojej
egzystencji na tym świecie i dlatego nie
wystarczyłoby mi jednorazowe wyznanie. Kiedy
stanę przed Bogiem chciałbym z pokorą i
skruszonym sercem móc powtórzyć: Panie Jezu
jesteś od dawna moim Panem.
Pochodzę z tradycyjnej rodziny katolickiej i
dziękuję moim nieżyjącym już Rodzicom za
wychowanie mnie w wierze, za przyjęte
sakramenty święte, zwłaszcza za Chrzest św.
za umożliwienie mi nabycia podstawowej
wiedzy religijnej podczas katechizacji. W
tamtych czasach (lata 60-te i 70-te
ubiegłego wieku) wymagało to z ich strony
znacznego zaangażowania i troski. Nie mnie
jest oceniać ich wiarę i życie religijne.
Było to pokolenie, które dojrzewało b.
szybko, w trudnych czasach II wojny.
Z czasem w wieku dojrzałym, po przeżyciu po
ok. 35 latach, moja wiara, dzięki łasce
Bożej, stopniowo pogłębiała się. Zacząłem
zdawać sobie sprawę, że bez miłości do Boga
moje życie nie ma sensu, nawet ambitne
działania na polu nauki nie są w stanie
zaspokoić głodu mojego serca oczekującego i
otwierającego się na miłość Pana Jezusa do
mnie ido moich najbliższych (żony i córki).
Pomocne tu były częste modlitwy zanoszone
przeze mnie i moją żonę, wspólny różaniec,
koronka do Miłosierdzia Bożego,
(doświadczaliśmy jak na niemal na naszych
oczach rodzi się kult Miłosierdzia Bożego,
powstaje sanktuarium w Łagiewnikach),
dziękuję za ten piękny czas naszej młodości,
za cotygodniowe rodzinne uczestnictwo we
Mszach św., za niezapomniane przeżycia
podczas pielgrzymek Ojca św. Jana Pawła II
do Ojczyzny (znanego mi już z czasu
studiowania w Krakowie), za rekolekcje u
Karmelitów w Czernej czy u O. Jezuitów w
Częstochowie. Z początkiem XXI wieku
zaowocowało to moim zainteresowaniem się
bardziej dojrzałymi lekturami wielkich
świętych Kościoła, spośród których bliskimi
dla mnie stali się Św. Teresa od Dzieciątka
Jezus, potem Św. Jan od Krzyża i nasza
wielka święta- s. Faustyna. W lekturze Jej
Dzienniczka odkryłem, że Jezus kocha mnie od
chwili mojego poczęcia, troszczy się o mnie
i zależy mu abym został zbawiony, że nie
muszę się Go lękać, że mnie kocha, a moje
cierpienie ma sens. Od najmłodszych lat
doświadczam bowiem pewnego problemu
zdrowotnego, ale teraz dziękuję Panu za to
cierpienie, bo dzięki niemu, widzę swoje
ograniczenie fizyczne, mogę oddawać je Bogu
w intencji podobnie cierpiących, być bliżej
Pana Jezusa i oddawać się mu w mojej
modlitwie serca. Od ponad 4 lat pomaga mi w
tym modlitwa w naszej Wspólnocie,
uczestniczę w spotkaniach dlatego, że są dla
pięknym czasem modlitwy, przede wszystkim
uwielbienia Pana Jezusa, że mogę w tej
Wspólnocie wyznawać Jezus jest moim Panem.
Często po trudnym dniu mimo zmęczenia
fizycznego czas modlitwy we Wspólnocie
pozwala mi skierować moje skołowane myśli ku
Panu. Modlitwy o uzdrowienie przeżywałem
bardzo emocjonalnie, ale zawsze poddawałem
się woli Bożej, co do mojego cierpienia,
zresztą nadal w tym trwam. W swojej
modlitwie osobistej często dziękuję Jezusowi
za liczne łaski, które darmo otrzymałem w
swoim życiu rodzinnym i zawodowym, często
nawet nie byłem ich na początku świadomy,
choć raczej nie przeceniałem tu swojego
wkładu, nędzę swoją widziałem dość wyraźnie.
Pragnę nadmienić, że kiedy mieszkałem na
Śląsku Opolskim bardzo chciałem mieć blisko
do kościoła, choć wtedy zbyt daleko nie
miałem, aby móc częściej przebywać z Bogiem.
W Rzeszowie Pan dał mi tą łaskę, przez co
mogę być niemal codziennie na Mszy św.
Kiedyś w drodze z Sanoka do Kędzierzyna,
gdzie mieszkaliśmy niemal 20 lat, razem żoną
nawiedziłem Sanktuarium w Dębowcu i nawet
przez myśl mi nie przeszło, że Matka Boża
Saletyńska już niebawem będzie mi tak bliska
sercu, bo będę mieszkał i modlił się w Jej
parafii. Jak mam nie dziękować za tak
nieoczekiwaną łaskę.
Oczywiście z czasem zobaczyłem wyraźniej
moją grzeszność i nędzę, którą każdego dnia
oddaję w swojej modlitwie Panu Bogu i proszę
Ducha Św. o moc modlitwy przezwyciężającej
moje słabości i grzechy, których często nie
widzę, ale zdaję sobie sprawę, że widzą je
inni. Przy okazji to wszystkich was, moi
Drodzy, za moje słabości przepraszam, przez
te 5 lat mogło się tego nieco nazbierać. Mam
świadomość, że moje życie powoli dobiega
końca, nie czuję lęku przed śmiercią, a
czasami nawet proszę o nią Pana w
specjalnych modlitwach jako uczestnik
wspólnoty Apostolstwo Dobrej Śmierci w
naszej parafii i ufam, że dzień mojej
śmierci będzie pięknym początkiem mojego
nowego życia. Proszę Pana aby wybrał dla
mnie takie zakończenie mojego życia, aby
towarzyszące mu cierpienie było jak
najlepsze dla mojego zbawienia i aby Bóg dał
mi na ten czas siły do znoszenia mojej
słabości. Nie proszę o śmierć bez
cierpienia, ale raczej o siłę wytrwania w
nim i o śmierć świadomą, abym mógł w
ostatniej chwili życia prosić o łaskę
miłosierdzia dla moje grzesznej duszy i
ufam, że Pan będzie dla mnie litościwy.
Tymczasem jestem jeszcze aktywny zawodowo,
więc proszę Pana o dar mądrości, aby moja
pycha mogła być przeze mnie na bieżąco
kontrolowana i pokonywana, abym był
potrzebny rodzinie i ludziom i swoją
modlitwą serca mógł stale przybliżać się do
Serca Pana Jezusa, wielbić Jego Imię i
wypraszać łaski dla chorych, cierpiących i
móc z radością wołać: Jezus jest moim Panem.
Chwała Panu !
|
|