1. START
  2. WSPÓLNOTA
  3. WYDARZENIA
  4. INTENCJE
  5. ŚWIADECTWA
  6. GALERIA
  7. KONTAKT


Lucyna
koko

 

Wychowałam się w rodzinie katolickiej. Jak chyba większość z nas w wieku 9 lat przystąpiłam najpierw do Sakramentu pokuty, a następnie przyjęłam pierwszą Komunię świętą.


Kiedy dorastałam nie miałam jakiegoś czasu negacji czy odejścia od praktyk religijnych,
od Kościoła. Jednak moje rozumienie wielu spraw było inne niż jest teraz.

Wydawało mi się, że to ja własnymi siłami muszę się starać, żeby coraz mniej grzeszyć,
a kiedy już będę czysta, to dopiero wtedy będę zasługiwać na to, żeby Bóg na mnie mógł spojrzeć z miłością.

Stopniowe poznawanie Boga, który kocha grzesznika i chce mu pomóc wyzwolić się
z niewoli grzechu, zmieniło moje rozumienie Boga. Wcześniej postrzegałam Boga raczej jako surowego Sędziego, który jest bardziej formalistą niż miłosiernym Ojcem.

To właśnie moje formalistyczne myślenie i chęć dochodzenia o własnych siłach do doskonałości sprawiała, że spowiedź była dla mnie wstydliwą, formalną koniecznością. Przychodziły myśli, żeby może inaczej sformułować dany grzech, że to taki wstyd, że tak upadłam, i tym podobne. Dopiero później coraz bardziej docierało do mnie, że sakrament pokuty jest tak pełen miłości, miłosierdzia i uniżenia się Boga dla mnie.

Jezus w tym sakramencie nie chce mojego poniżenia, strachu, ale oddania. Oddania Mu mojego grzechu, tak jak oddaje się komuś bagaże, których nie da się rady unieść.
Bo w pojedynku z grzechem i złym duchem, tylko Jezus jest zwycięzcą. On zachęca mnie: „Dziecko, oddaj mi ten grzech i ten, i jeszcze tamten. Ja chcę je nieść za ciebie, spalić
w ogniu Mojej miłości ,chcę cię z nich uwolnić, bo sama nie jesteś w stanie tego uczynić. Oddaj mi wszystko. Ja żadnym grzechem się nie przerażę, ani nie będę brzydzić.”

Wiele lat temu, kiedy się spowiadałam, nie miałam świadomości, że niektóre moje czyny są grzeszne i że coś stawiam w moim życiu na miejscu Boga. Czytanie horoskopów czy uczestniczenie w spotkaniu z Clivem Harrisem albo pójście do bioenergoterapeuty nie uważałam na grzech. Ktoś mógłby powiedzieć, że skoro nie było to świadome
i dobrowolne, to nie ma grzechu. Spodobała mi się odpowiedź pewnego księdza na takie właśnie podejście. Zapytał: ” A jak idziesz drogą i nieświadomie wdepniesz w błoto, to się ubrudzisz czy nie?” No właśnie, zło wciska się na każdy sposób, żeby sobie rościć prawo do nas i wcale nie pyta o pozwolenie. To tylko Bóg daje nam wolność wyboru. Ale zło, które jest kłamstwem i podstępem, bynajmniej nikogo z nas o pozwolenie nie pyta.
Zresztą kto by odpowiedział pozytywnie na pytanie: Czy chcesz być na wieczność ze mną w piekle?”


Do swojej spowiedzi generalnej przygotowałam się solidnie. Oddałam Jezusowi wszystkie moje grzechy. On zabrał moje ciężary,a dal mi wielką radość i lekkość duszy.


Chcę jeszcze podzielić się z Wami jednym doświadczeniem związanym ze spowiedzią,
a tak naprawdę z rachunkiem sumienia. To pomogło mi inaczej spojrzeć na sakrament pokuty. Słuchałam rekolekcji ojca Marko Iwana Rupnika,których tematem był właśnie rachunek sumienia. Po pierwsze nazwa „rachunek sumienia” nie jest najbardziej adekwatna, bo sugeruje jakby chodziło o jakieś rachunki, może jakiś rachunek zysków
i strat, a nie obadanie sumienia, bo tym w rzeczywistości jest rachunek sumienia.


Ale nie tylko chodzi o nazwę. Chodzi o podejście. To co powiem nie oznacza, że nie jest ważne ile razy się dany grzech popełniło czy w jakich okolicznościach. Po pierwsze chodzi o to, żeby nie traktować rachunku sumienia jak takiej listy z krateczkami, gdzie coś zaznaczamy obok danego punktu. Ten grzech tak, 3 razy, ten nie , ten tak, 2 razy.

W moim myśleniu o tym czym jest grzech, nie powinno chodzić o to, żeby myśleć formalistycznie, że „grzech to jest świadome i dobrowolne przekroczenie przykazań Bożych”. Najpierw chodzi o to, żeby sobie uświadomić, jak mówi Pismo, że „ zapłatą za grzech jest śmierć” (Rdz 2,17 i Rz 6,23). Konsekwencją odwrócenia się od Boga i chęć zajęcia miejsca Boga – to właśnie z kuszenia z raju „będziecie jak Bóg” (Rdz 3,5)- jest oddzielenie od Boga czyli wieczne potępienie. A Bóg nie odwraca się od człowieka. Dlatego powinnam bardziej skupić się na niepojętej miłości Boga. Boga, który wypróbowując Abrahama każe mu złożyć w ofierze Izaaka, ale kiedy widzi wiarę i zaufanie Abrahama, to baran jest złożony w ofierze, a nie syn Abrahama. Natomiast Bóg daje Swojego Syna na okrutną mękę, aby wybawić nas, zbuntowanych przeciw Niemu. Który ziemski król wykupiłby buntowników oddając na okrutną śmierć swojego umiłowanego Syna? Król kazałby buntowników ścigać i zabić co do jednego. Nie taki jest Bóg, którego miłości tak trudno nam pojąć. Ten, który nie każe ukamienować niewiernej żony, ale mówi, żeby już nie grzeszyła, który uwalnia opętanych, leczy chorych i każe dać jałmużnę ubogim. Który troszczy się o pracowników ostatniej godziny i każe zacząć wypłacać pieniądze im pierwszym, żeby mogli jeszcze przed nocą kupić sobie coś do jedzenia. Bóg pełen czułości, łagodności i nieskończenie miłosierny.


Ten Bóg, który z miłości ukrywa się przed nami, bo nie chce abyśmy czuli się przymuszani do kochania Go. Ten, który mówi w Pieśni nas Pieśniami, aby nie budzić umiłowanej, póki nie zechce sama (Pnp 3,5). Kiedy uświadamiam sobie, że nie ukochałam tej Miłości, że Kogoś kto kocha mnie do szaleństwa zraniłam, to dopiero wtedy mogę zacząć „rachować moje grzechy”, bo tylko wtedy zacznę rozumieć, jak wielka jest ich waga.
Jak bardzo ranię Tego, który jak zakochany Oblubieniec czeka czy zobaczę jak wszystko czyni dla mnie z miłości, jak się troszczy, jak bardzo chce mojego szczęścia na całą wieczność, a nie tylko łatwego i wygodnego życia tu na Ziemi.
Miłość niepojęta i nieskończona, często przeze mnie nierozpoznana i nieprzyjęta –
to przede wszystkim powinno być moją refleksją zanim zacznę robić rachunek sumienia.
I tego Wam również z całego serca życzę. Amen..